Szetlandy dwa

Od kiedy kupiłam Daina wiedziałam,  że kiedyś ta notka się pojawi na blogu.
Notka porównująca Lakiego i Daina.
Wiedziałam, że to nieuniknione, że oba szetlandy będę porównywać.
Ktoś może się przyczepić, że to niezbyt dobre. Ja uważam, że wskazanie różnic i podobieństw może być bardzo przydatne w pracy z Dain'em, bo łatwiej będzie mi nie traktować go jak Lakiego.
Więc zaczynajmy.

Tylko od czego zacząć? Wygląd?
Jak w pysk strzelił te szetlandy wyraźnie się różnią.



Dain wzrostem przerasta Lakiego. Młody miał jakieś 36 cm wzrostu, Dain ma ok. 38.
Wagowo są zbliżeni. Laki ważył 8 kg, Dain obecnie 9.
Lakut jak widać był krótszy od Daina. Dain z kolei jest od Lakiego smuklejszy, nie jest tak napakowany. Jak widać na zdjęciach, Dain dostał w spadku Lakusiowe szelki-komandoski ;) Czemu o tym wspominam? By wskazać kolejną różnicę w wyglądzie. Żeby na Dudusia szelki były dobre trzeba było ten pasek z przodu pomniejszyć.
Co się dziwię, na pierwszy rzut oka widać, że Laki to paker był ;)
Laki miał także głowę o wiele bliższą wzorcowi niż Dain. Wedle sędziny głowa Rudego jest bardziej jak głowa collie. Wina słabego stopu, ot co.
Dain ma także wyraźniejsze wcięcie w tali, ale nie wiem na ile to wina tego, że jest po prostu łysy.
Dain ma o wiele mniej podszerstka niż Laki. Ale jedna rzecz ich łączy...odwieczny problem ze znalezieniem obroży.
Dain ma tylko jedną białą łapę. Laki jak widać miał wszystkie białe ;)
Resztę już nie będę omawiać, bo widać po zdjęciach ;)

A teraz czas przejść do charakterków.
Zacznijmy od stosunku do obcych psów.
Laki był dominantem. Z psami się nie bawił. Za sukami ganiał, ale na zasadzie ona ucieka to ja też se pobiegam. Tylko raz widziałam jak Laki przypadł do ziemi w geście zaproszenia do zabawy. Ale umiał się z psami porozumiewać, konfliktów nie wywoływał, ale w razie czego umiał się bronić i to nieźle (swego czasu pewnego skundlonemu yorkowi zafundował szramę na nosie). Laki miał na swoim koncie kilka poturbowań przez psy, ale mimo to chłop twardy, nie bał się ich ani nie atakował. Był z nim taki problem, że szedł do psów, ale na szczęście z czasem wypracowałam z nim ignorowanie (kiedyś wchodząc tyłem po schodach podszedł do niego jakiś kundelek i zaczął zaczepiać, a Laki nawet go nie zauważył). Jeśli dany pies przeginał, Laki potrafił to okazać. Nie był ciapą.








                                                       
Dain jest typem uległym. Z psami chętnie by się bawił. Szczególnie z tymi małymi. Do dużych ma respekt, ale nie ma jakiegoś wielkiego lęku. Udało mu się zakumplować z dwoma amstaffami. Do tej pory tylko dwa razy na psa zawarczał. Raz wtedy gdy szczenię flata na niego skoczyło, a drugi raz gdy Gotti (ast) skoczył na niego, bo chciał się bawić. Dain póki co zaliczył jedną bójkę, ale nie odbiła się na nim jakoś mocno. Dudek do psów ciągnie, są dla niego sporym rozproszeniem. Chociaż na jednym treningu pięknie wytrzymał w pozycji siad-zostań gdy Milky (BOS) do niego podszedł :) Tutaj w sumie pracujemy tylko nad ignorowaniem psów.


Stosunek do obcych ludzi.
Laki nie garnął się do obcych, ignorował ich póki go nie zaczepiali. Jeśli zaczepiali to olewał. Kiedy ktoś chciał go głaskać zazwyczaj nie podchodził, unikał kontaktu. Jednak z czasem udało mi się wypracować to by stał i dawał się głaskać. To moje największe osiągnięcie w pracy z Młodym.
Jeśli ktoś przyjeżdżał do nas albo my przyjeżdżaliśmy do kogoś Lakiemu wystarczył dzień- dwa by do obcych się przyzwyczaić. I pozwalać się głaskać. Na wakacjach w Goleniowie Laki był brany na spacery przez moją babcię i dziadka. Z relacji wiem, że zachowywał się wzorowo był grzeczny, a jak dziadek go spuszczał słuchał się go.
Laki kochał równie mocno jak mnie, moją przyjaciółkę Olkę. Mogła przyjść do mnie wziąć  go na spacer, spuścić, a on słuchał jej się tak jak mnie, a nawet bardziej (po czasie dowiedziałam się, że przychodził do niej chętniej za zawołanie niż do mnie, menda jedna.). Pocieszał ją kiedy trzeba było, potrafił za nią polecieć nie oglądając się za mną.
Do innych przyzwyczajał się na dwa sposoby: albo trzeba było przed Lakim spierniczać ile sił w nogach albo być przez jakiś czas w jego towarzystwie.
Dain też nie garnie się do obcych.
Albo inaczej. Garnie się, ale w negatywnym sensie. Potrafi człowiekowi do portek skoczyć. Pierwszy raz to zrobił jak miał cztery miesiące i był spuszczony wraz z Nelly w parku. Szedł sobie chłopaczek, a Dain sruu do jego portek. Na szczęście udało mi się go odwołać. Kiedyś u mnie na osiedlu jakiemuś dzieciakowi o mało spodni nie ściągnął. Pracuję nad tym i takie wyskoki już obecnie się nie zdarzają.
Dain gonić ludzi nie umie. Dla mnie to dziwne, bo Laki na moje hasło ganiał moich znajomych i mnie samą, a Dain ni hu hu.
Jemu nie wystarczy przebywanie jakiś czas w czyimś towarzystwie. Wujka który był u nas kilka dni nie polubił, mojego chłopaka zaczął tolerować dopiero od niedawna, a Olkę poznał jak był pulpet i uwielbia do dziś :) Też spokojnie może go ona na spacer zabrać, ale nie puszcza go luzem, bo to to niewychowane do końca jest ;)
Za to głaskać się nie pozwala. Nie czeka, nie podchodzi, burczy i się chowa. Jednak sądzę, że jest to do przepracowania i póki co zależy mi na tym, by ludzie go nie rozpraszali i dobrze czuł się w tłumie.

Teraz przejdźmy do tego jak mi się z szetlandami pracuję.

I Laki i Dain to psy chętnie współpracujące. Daina nie trzeba jakoś specjalnie motywować aczkolwiek najlepiej pracuje na zabawkę (piłka, patyk, szarpak). Na smaczki tak samo, ale ja się trochę boję z nim na żarcie pracować, bo mnie szczypie ten cholernik mały. Dziś się tak wydarłam, że aż jedna babka się na mnie pogapiła. A miałam tylko suche żarcie :P
Z Lakim pracowałam tylko i wyłącznie na żarcie. Młody nie był najarany na zabawki, aczkolwiek szarpać się lubił (szczególnie moimi spodniami i butami...). Aportować aportował, ale traktował to w kategorii sztuczki i nie sprawiało mu to jakieś wielgachnej przyjemności, aczkolwiek miał okres kiedy mu się to bardzo spodobało.
Oba psiury dość szybko łapią o co mi chodzi.
Presja.
Odnoszę wrażenie, że Dain gorzej to znosi. Z tego powodu w domu praktycznie nie pracuję z nim. W pewnym momencie zaczynam od niego oczekiwać takiego poziomu pracy i skupienia jak u Lakiego i oboje się denerwujemy i guzik z tego wychodzi.
Z Lakim pod tym względem źle nie było, bo on po prostu robił to co od niego oczekiwałam, a jak nie robił to szukałam sposobu, żeby zrobił albo samo wychodziło.



Jeśli chodzi o tempo wykonywania komend to Dain jest niekwestionowanym mistrzem. Laki obroty robił w miarę szybkie, ale spokojnie nadążałam za psem wzrokiem. Natomiast Dain jak chce (a chce często) to obroty robi cholernie szybkie. Wystarczy, że ręką ledwo ruszę i ten już kręci się w kółko z charakterystycznym charkotem.
Podobnie z przywołaniem. Laki czasami leciał na złamanie karku, ale zawsze hamował siadając niemalże w biegu (najczęściej wpadał na moje nogi...) a czasami kłusował w moją stronę.
Dain zawsze leci na złamanie karku i nóg. Czasem tak szybko, że z hamowaniem nie wyrabia i mija mnie, a potem wraca do mnie. A czasem hamuje, ale gdzieś na wysokości moich bioder. Ostatnio mimo tego, że ma nie do końca sprawną łapę (ale jest lepiej) przyleciał do mnie i oczywiście w pięknym stylu zahamował na moich spodniach. Skacząc. Łapy ubłocone, of course.

Oba psy na smyczach nie ciągną. Lakiego uczyć nie musiałam, Daina też. Tyle, że Dain idzie przede mną (bardzo dobrze!), a Laki jak już był na smyczy to albo obok mnie albo za mną.
Laki jak już pewnie wszyscy wiedzą, latał bez smyczy wszędzie. W pewnym momencie jak jechaliśmy gdzieś tramwajem to jak zatrzymywał się na przystanku, spuszczałam Młodego ze smyczy i wychodził z pojazdu sam. A raz mieliśmy fajną sytuację kiedy poszłam z Lakim po przyjaciół i mieliśmy iść do mnie na galaretkę, a że miałam do nich rzut beretem to smyczy nie brałam. Skończyło się tym, że poszliśmy na bunkry, potem wsiedliśmy w tramwaj i pojechaliśmy na inne osiedle :P
Daina spuszczam ze smyczy dopiero na jakiejś łące kiedy upewnię się, że na horyzoncie nie ma żadnego psa ani żaden pies nie pojawi się w ciągu kilku minut. Wołam go jak najczęściej, jak przyjdzie nagradzam, chwytam za szelki i trzymam rozglądając się. Po upewnieniu się, że nie ma w promieniu kilkunastu metrów psa znów go puszczam. Na osiedlu Daina nie puszczam od dłuższego czasu. Wystarczyło mi tych kilka akcji ze zżeraniem kup, zeżarciem nie wiadomo czego, porwaniem woreczka z szynką (zjadł go) czy pogonią za gołębiem. Ale sądzę, że za jakiś czas będzie mógł chodzić luzem po osiedlu, z resztą już uczę go zatrzymywania się na przejściach i przede wszystkim przywołania, które całkiem dobrze nam idzie.

Jeśli chodzi o inne różnice to Laki wody nie lubił. Tj. lubił do pierwszego roku życia, potem przestał. Dain chętnie wbiegał za kijkami do jeziora i morza.

Laki wszedł jeśli go o to prosiłam, do wody podszedł na chwilę się napić, ale to tyle w temacie.

Oba psiska miały okazję poznać Nelly. Dain jako, że poznał ją w szczenięctwie to nauczył się od niej...zbierania patyków. Laki poznał Nelly jak miała dziewięć miesięcy, więc tutaj to Nelly uczyła się od Lakuta, a nie Lakut od niej.
W sumie bardzo się cieszę, że Dain pokochał patyki, bo przynajmniej mam w razie czego awaryjną zabawkę ;)
                                                      Laki kija najwyżej ciągnął :)
Tak teraz myślę w czym ich porównać...
Inteligencja? Nie ma sensu, oba tak samo inteligentne.
Sprawność fizyczna? Oba mają świetną kondycję jak to sheltie, aczkolwiek Dain to jeszcze w sumie szczeniak i to kontuzjowany, więc większy wysiłek fizyczny niewskazany. Na to jeszcze jest czas.
Przywiązanie do mnie? Po cholerę. Oba psy mnie kochają, a Dain jest u mnie w sumie niezbyt długi czas (nawet nie rok), więc nie zdążył się jeszcze wykazać pod tym względem.
Odwaga? W sumie jedyna różnica to ta, że Dain ma wywalone na strzały, a Laki reagował. A poza tym Dain jeszcze nie uczestniczył w jakiś niebezpiecznych sytuacjach, więc trudno mi ocenić.



















 Jestem pewna, że taką notkę jeszcze raz napiszę, za kilka lat, kiedy Dain będzie już psem dojrzałym, lepiej wyszkolonym. Ciekawe jak wiele jeszcze znajdę podobieństw, a ile różnic?
Ale jedno jest pewne.
Oba psy będą dla mnie równie ważne. Zawsze.
Laki i Dain różnią się pod wieloma względami. Pod wieloma są także podobni. Jednak to dwa różne psy i mimo, że Dain jest następcą Lakiego to Lakim nigdy nie będzie. Bo jest po prostu innym psem.
                                                                            

                                                                        

Komentarze

  1. Post świetnie pokazuje, jak dwa psy tej samej rasy mogą się od siebie różnić. Oba pieski wspaniałe :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mogłabyś mnie informować o nowych postach? [futerkowy.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgodzę się z poprzedniczką, zdjęcia i informacje dodatkowo podane przez ciebie na prawdę pokazują strasznie dużo różnic. Ale może to lepiej, dzięki temu wiesz, że żadne z psów jest niepowtarzalny i możesz kochać je za właśnie te różnice :D Dain faktycznie przypomina mi collie szczególnie na tym zdjęciu zrobionym z góry, gdy widać pięknie ukazaną, długą i smukłą kufę. Hmm ciekawe jakby to było, gdyby się mogły spotkać, jakby się zachowywał, czy kopiowały by od siebie poszczególne zachowania...no, ale :)
    Pozdrawiam XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Widać, jak oba szetlandy sie różnią. Jednak nie zważając na to, co ich łączy a co dzieli, zawsze bedą ważne dla właścicielki :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja również mimowolnie porównuję Mila i Lolę. Dwa psy tej samej rasy (a raczej w typie..) a tak się różnią ;) Bardzo ciekawie napisana notka.
    Myślałam że Dain jest mniejszy :P

    | http://mundkowaferajna.blogspot.com |

    OdpowiedzUsuń
  6. Super notka!
    Dain na niektórych fotkach jak owczarek szkocki wygląda :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty