2013

2013 rok już od niedawna za nami.
Nadszedł czas bym i ja go podsumowała.

Zaczęłam regularne, profesjonalne treningi agility z Lakim.
Sam Laki stał się już mądrzejszy, mogłam mu bardziej zaufać. Zostawiłam go sam na sam bez smyczy na chwilę z obcym mu moim kolegą, zostawiłam pod wiejskim sklepem w towarzystwie dwóch wsiowych szczeniaków, pozwalałam mu chodzić po przystani bez smyczy (kiedyś zwiał ;) ), przechodził ze mną przez przejście dla pieszych bez smyczy. Ba, w ogóle przy nim z czasem zapomniałam o używaniu smyczy :) Ufałam mu, a on zawsze wiedział jak się zachować i słuchał mnie.
Poza tym wskoczyłam z nim na kolejny level, czyli Laki nauczył się stania na tylnych łapach i wchodzenia tyłem na schody/drzewo/etc.! :D Dla mnie to był wielki sukces :)


 
Po jakimś czasie Laki ogarnął overy na rękawiczkę. Bardziej szczęśliwa i dumna być nie mogłam! Aport się poprawiał. Aport, taka drobnostka, o którą walczyłam.
Później udaliśmy się na kontrolę do Myślenic w związku z jednostronnym wnętrostwem Młodego. USG wykazało, że jądro się znacznie powiększyło, a poza tym jakieś cysty się pojawiły. Termin kastracji: następna sobota.
Minął kolejny tydzień. Badania porobione. Z bólem serca kazałam Lakutowi wejść do klatki, w której miał czekać na zabieg. Wszedł posłusznie, jak to on. Poklęczałam chwilę przy nim. Laki popiszczał. Był zamknięty, nie przy mojej nodze. Musiałam go zostawić. Wyszłam, słysząc jego wołanie.
Odebraliśmy go.
Pomnę fakt, że o mało nie zemdlałam gdy wyciągali mu wenflon.
W domu zataczał się, wciąż otumaniony narkozą. Miał kołnierz coby rany sobie nie rozwalił.
Nastało 6 najgorszych dni mojego życia.
Tylko środa była cudowna. Wróciłam ze szkoły, a Młody wyleciał jak zwykle na schody mnie witać. Myślałam, że już będzie lepiej i w maju zadebiutujemy w Chorzowie na zawodach agility.
W czwartek się pogorszyło.
W piątek rano mama zabrała go do weta, a ja poszłam do kościoła na tą adorację i się wyspowiadać, by mieć zaliczenie w tym cholernym indeksie.
Wróciłam. Nie zdziwiłam się, że Laki nie przyczłapał do mnie. Pewnie leżał u mnie w pokoju.
(wdech, wydech, spokojnie)
,,Zasnął na zawsze", rzekła moja mama.
Płakałam jak nigdy w życiu.
,,Czemu on mi to zrobił?! Nie miał prawa!" (dobra nie płacz) krzyczałam na przemian płacząc.
Laki, który towarzyszył mi gdy dorastałam zmarł 29.03.2013.

Przez kolejne miesiące żyłam bez psa u boku. Nie pamiętam nic szczególnego z okresu drugiej gimnazjum.
Poświęciłam się Basiorowi. Z charakteru prawie idealne odzwierciedlenie Lakiego. Tyle, że w ciele owczarka niemieckiego.

Z Basiorem tłukliśmy takie bajery jak obi. Na bardzo początkującym poziomie, ale obi ;) I trochę sztuczek rzecz jasna. Basior cudnie opanował obrót. Siad rzecz jasna perfekcyjnie. W tym miejscu muszę się pochwalić jedną rzeczą :) Kiedyś kazałam Basiorowi usiąść, a ja sama trzymałam jego ulubioną zabawkę. Bawiliśmy się w samokontrolę. Basiorek zerwał komendę i sru do mnie i skoczył na mnie. ,,Siad!" huknęłam. Co zrobił Basior? W ułamku sekundy usiadł i czekał dalej nie tracąc ani grama motywacji! :D Zabawkę dostał ;)
Praca z Basiorem dawała mi dużo satysfakcji i to dzięki niemu zamarzyłam o owczarku niemieckim. Inteligentny, wierny, lojalny pies. Tego potrzebowałam po Lakim. Niestety, rodzice swoje. W bloku żadnego psa większego niż szetland. Dla nich każdy pies, który nie był szetlandem odpadał. Więc nie udało mi się przeforsować ani wilczura ani BOSa ani aussie ani bordera ani PRT. Nawet chiński grzywacz odpadał. Chociaż to w sumie dość łatwa rasa (z tego co czytałam).
Cóż drugim psem miał być szetland. Którego ja nie chciałam za bardzo.
Nawiązaliśmy kontakt z hodowlą Excellens Vivarium. Miał być szelciak tricolorek. Ale niestety, urodziły się trzy mioty, a w żadnym nie było tricolorowego chłopca.
Tutaj jeszcze było dzwonienie do hodowli Di'Leila 's Sheltie. Wbrew mojej woli trochę, ale co tam. Wszystkie szczeniaki merle, które miały się urodzić zostały zarezerwowane.
Stwierdziłam, że jak nie ma merlaków to trudno. Tricolora nie biorę. Jak w Excellens Vivarium nie ma tricolorków- chłopców to wezmę śniadaska.
Dostaliśmy zdjęcia dwóch 2 tygodniowych chłopców z drugiego miotu.
Mój wybór padł na tego z białą strzałką (czyżby sentyment?)
26 maja o ile mnie pamięć nie myli, Dain miał już 5 tygodni.
Wtedy spotkaliśmy się po raz pierwszy.


Pokochałam maleństwo od razu. Mimo, że mogłam jeszcze zdecydować się na rocznego śniadasa, też z białą strzałką. Ale nie. Chciałam od początku wychować psa po swojemu, nie chciałam psu tak nagle imienia zmieniać. Miało być takie jakie ja mu wybrałam. Po wytuleniu Daina wróciłam do Krakowa.
Pozostało mi czekać.
Miał do mnie trafić 22 czerwca, ale w wyniku niezależnych ode mnie spraw, termin ten przesunął się na 1 lipca.
Wtedy też udaliśmy się w drogę do hodowli, by zabrać następcę Lakiego, Daina.
Na początku jak go wzięłam trząsł się. Bał się maleńki, ledwo obudzony. Po chwili jednak uspokoił się i spokojnie leżał w moich objęciach.
Ruszyliśmy w drogę.
Po około godzinie Dain był w domu.

Nie żałuję tego, że jednak w moim życiu pojawił się kolejny szetland :)

                                            


                 
Spędziłam cudowne wakacje z moim nowym towarzyszem.
I wszystko było dobrze, aż do października.
Wiedziałam, że Basior ma guza na szyi. Jednak sądziłam, że to nic groźnego. Nie...gdzieś w tam w głowie myślałam, że to chłoniak...
17 października, wieczorem usłyszałam straszną wiadomość.
Basior zmarł w nocy. Zabrał go rak mózgu.
Ta wiadomość mną wstrząsnęła. Już drugi ukochany pies odszedł w tym cholernym roku.
Cieszę się, że mogłam poznać i pracować z tak wspaniałym psem.
Życie toczyło się dalej. Ja i Dain z sukcesami trenowaliśmy agility, ja sama rozbudowałam swoją nową pasję, poznałam dzięki niej dwójkę wspaniałych przyjaciół.
I tak żyjemy do dziś.
Ja z dwoma psami w sercu i jednym obok siebie.
Z tym, że niedawno Dainowi przydarzył się wypadek. Na krótkiej smyczy szarpnął do psa za płotem i wywalił się do rowu i zerwał ścięgno przy kolanie. A to wyłączyło go na miesiąc z większej aktywności i treningów.
Dain już przestaje wytrzymywać :)

Rok 2013 w przewadze nie był dla mnie dobry, lecz mimo to znalazło się tam parę większych i mniejszych pozytywów. Czas szybko leci. Niedługo (24 stycznia) stuknie mi 16 rok życia, 19 stycznia będzie już 7 rok od czasu pojawienia się Lakiego w moim życiu, 29 marca będzie pierwszą rocznicą jego śmierci, a z kolei 15 kwietnia Dain będzie miał pierwsze urodziny :)


Mam nadzieję, że ten rok będzie obfitował w wielkie i małe sukcesy, czego życzę także Wam i Waszym psiakom :)




Komentarze

  1. No tak, 2013 nie był zbyt dobrym rokiem tak dużo czworonogów zniknęło, Tobie Laki i Basior, mi 4 kotów...
    Ale masz przy sobie Daina, który niedługo wyzdrowieje i znowu powócicie do agi :D
    Pozdrawiam : )

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety, ten rok był wyjątkowo pechowy... :( Ale żyje się dslem i mam nadzieję, że w 2014 spoają was same dobre rzeczy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Niestety - ten rok ewidentnie nie był Twoim trafnym... Przykro mi z powodu psiaków... Serce mi się kraja, gdy o nich czytam...
    Oby Dain dożył u Ciebie starości - bez żadnych komplikacji :)
    Życzymy szczęśliwego Nowego Rkku i zdrówka dla Daina!
    Pozdrawiamy!
    M&K

    OdpowiedzUsuń
  4. trzeba wierzyć że kazdy kolejny rok bedzie lepszy :) tobie, wam i sobie tego zycze ;))

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak jak inni - wierzę, a wręcz jestem pewna, że ten rok będzie dla was znacznie lepszy!!!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty